Z Bangkoku udaliśmy się nocnym autokarem do Prowincji Krabi. Dotarliśmy tam wczesnym rankiem i ku mojemu zaskoczeniu na dworcu autobusowym tętniło już życiem. Turyści i tubylcy przechadzali się wolno, czekając na transport do celu;) Był rześki poranek, na wysuszonej trawie okalającej drogę, delikatnie srebrzyła się rosa. My również po prawie 11 godzinach podróży, dotarliśmy tam wyspani i gotowi na nowe wojaże.
Do przytulnego hotelu dowiózł nas super szybki tuk – tuk z przemiłym kierowcą, który ani trochę nie rozumiał co do niego mówiliśmy. Kojarzył tylko nazwę hotelu i to wydawało się go bardzo bawić z jakichś bliżej mi nie znanych powodów:) Trochę się odświeżyliśmy i wyruszyliśmy „na miasto”. Krabi jest biednym, aczkolwiek zaradnym miasteczkiem. Wszędzie można spotkać rzemieślników, o których pisałam już w Bangkoku. Stragany przepełnione różnościami, począwszy od żywności na odzieży i pamiątkach kończąc.
Jako że samo miasteczko nie jest oblegane przez turystów, przez wzgląd na bardziej atrakcyjne rejony dla „Kowalskiego” poza Krabi, mogliśmy się cieszyć zwyczajnością tego miejsca. Ktoś właśnie wieszał pranie, inny naprawiał potężny silnik lub coś w tym rodzaju. Dzieciaki krzyczały pod szkołą, a jakaś starsza Pani kładła kwiaty pod wielkim obrazem Króla, umieszczonym pod ta rozwrzeszczaną szkołą:) A gdzieś w oddali widać kilka wielkich posągów słoni…naprawdę wielkich!
Po Krabi przychodzi czas na Ao Nang, to nadal ta sama prowincja tylko miasteczko oddalone od Krabi kilkanaście kilometrów. Wielką, jakby ciężarówką turystyczną, jechaliśmy tam przepiękną trasą pomiędzy górami, zahaczając o wybrzeże morza Andamańskiego. W tym momencie za taką przejażdżkę oddała bym nawet moje ulubione czerwone wino, a zwykle strzegę go jak oka w głowie;)
Ao Nang jak Ao Nang. Spora turystyczna miejscowość, nastawiona na bogatego Australijczyka, napalonego Amerykanina lub „średnio przy kasie” Europejczyka (oprócz Niemca!). Kolorowo i głośno. Liczba kramów i sklepików dorównuje polskim jarmarkom! Dzieje się tam dużo, aby zaspokoić klientelę miasteczka, a przy okazji zarobić, Tajowie dwoją się i troją z wymyślaniem atrakcji. To tajski box zorganizowany w jakiejś szkole, to kobiety zrobione na prze-piękności zaczepiają do zdjęcia (i nie tylko), to tatuaże robione bambusem zachęcają i kuszą;) No i restauracje do których nawołują „naganiacze”, oraz jadłodajnie, takie przydomowe…te drugie zdecydowanie pyszniejsze.
Kurs nurkowania, jaki miał przyjemność zrobić mój chłopak, prowadzony był przez mało urodziwego i grubego Niemca, był w porządku – tylko jego wygląd jakoś mnie odstraszał. Ku memu zdziwieniu, ten oto Niemiec poślubił całkiem miła, młodą Tajkę, z którą spędziłam sporo czasu, podczas gdy nasi mężczyźni odkrywali rafy koralowe. Wiadomo, stary Niemiec – młoda Tajka…i jej wyjaśnienia ich związku o które nigdy nie pytałam. Dziewczyna z łzami w oczach opowiadała mi o jej wiosce, i o tym że rodzice są z niej dumni, bo ona ma pieniądze na życie dla siebie i czasem trochę dla nich. Wiedzieli, że wysyłając ją z głębokiej wioski do turystycznego miasta, ta będzie sprzedawać swoje ciało obcokrajowcom, jednak nie mieli nic przeciwko – to miało jej zapewnić lepsze jutro i życie inne niż ich samych. Ba, byli z niej dumni! Tęskniła za nimi, za wioską i znajomymi, lecz jej nowa rola wymagała bycia z mężem…Zapewniała że Niemiec traktuje ją dobrze. Takich przypadków jak żona nurka, jest tam całe mnóstwo, dziewczynek/kobiet i chłopców/mężczyzn również. Żałować ich, krytykować, czy jak rodzina mojej Tajki wspierać i podziwiać? Do tej pory nie mogę zdecydować.
Po wizycie w Ao Nang przyszła pora na Koh Lante. Rejs taksówkowym promem doprowadził nas o tam:
Ale o tym to już kiedy indziej…:)
Uściski
Introweska
Świetny tekst!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję;)
PolubieniePolubienie
Całkiem ładne miejsce. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ano…całkiem urokliwe😜
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ta mloda Tajka… Z jednej strony, nie przebierajac w slowach, pojechala do tego wielkiego miasta prostytuowac sie Z drugiej strony jest teraz z mezczyzna, ktory ja dobrze traktuje. Mozna pietnowac, ale ile zwyklych kobiet w Polsce wychodzi za maz dla czystego biznesu, a to przeciez prawie to samo. I tu kolejny dylemat, dla kobiety chcacej zalozyc rodzine, lepiej z mezczyzna, z ktorym bedzie jej sie po prostu dobrze zyc czy zostac stara panna w zabitej dechami wiosce na koncu swiata. Dlatego zycie jest takie ciekawe, bo nic nie jest czarno-biale. 🙂
PolubieniePolubienie
Tajlandzkie wioski są o wiele bardziej uboższe od tych Polskich, normą jest, że dzieci jadą do dużego miasta pracować jako ktokolwiek. Dla Tajów nie ma w tym nic złego że ich pociechy się sprzedają, przecież w taki sposób mogą zmienić swoje warunki życiowe a może nawet wyjść za mąż/ ożenić się z bogatym klientem…Sex biznes jest tam sprawą normalną i nie gorszącą…A Ci klienci ciągną tam z całego Świata i wymachują ozorem na widok 14 – nastolatki, by potem się nią zabawić! Wina albo przyczyna tego stanu rzeczy leży po dwóch stronach…
PolubieniePolubienie
Ach ci bogaci niemiaszkowie, są wszędzie 😉 Sama nie wiem co sądzić o takich „związkach” i sytuacjach… ciężko się wczuć w ich pozycje, Oni chyba są tak wychowani zeby się z tego cieszyć.- a jeśli jest szczęśliwa to już dużo lepiej. Zresztą ile to polek wyjechało do Niemiec i zoastało ze starym gburem 🙂
A masz zdjęcie toego posągu słonia?
PolubieniePolubienie
Gdzieś mam😉 poszperam i postaram sié wystawić☺
PolubieniePolubienie
Słonie dodane już do tekstu;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak żywe! 🙂 piękne sa
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Fajne masz te blogi. Ja sie dopiero uczę pisać. Świetne teksty.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo dziékujé😉 Powodzenia z Twoim blogowym dzieckiem☺
PolubieniePolubione przez 1 osoba
zainwestowałem w nowy mysle lepszy i bardziej czytelny design mojego blogowego dzieciaka:)
PolubieniePolubienie
Tajlandia to wspalaniałe miejsce, na pewno chciałabym się tam kiedyś wybrać… Pozwól, że pozycze sobie na mojego bloga zdjęcie z panem z tabliczką o WiFi.. Oczywiście oznacze autora. 🙂
PolubieniePolubienie
Nie ma sprawy☺
PolubieniePolubienie