A w Bangkoku śmierdziało nadzieją

Do Bangkoku dotarliśmy dzień po największych zamieszkach, które były spowodowane chęcią obalenia rządu przez społeczeństwo. „Paraliż Bangkoku” polegający na blokowaniu głównych węzłów komunikacyjnych w mieście, doprowadził do starć a nawet ostrzelania  demonstrantów przez siły porządkowe. Dzień po największych, krwawych demonstracjach pojawiliśmy się tam my…jadąc tam z zupełnie innego świata, z zupełnie innej bajki, bo z uroczej i przepełnionej spokojem Australii.

140227174345-bangkok-protest-2-26-horizontal-large-gallery

Na lotnisku dopadło nas kilkunastu taksówkarzy oferujących swoje „tanie” usługi. Był środek nocy, więc zdecydowaliśmy się na pierwszego z brzegu. Ten z uwagi na paraliż miasta, bardzo okrężną drogą, dowiózł nas do hotelu, w którym za jedną noc zapłaciliśmy fortunę. Przyjechały „białasy” w środku nocy, to oskubmy ich do cna! Jadąc do tego hotelu miasto wydawało się być spokojne, chociaż Pan taksówkarz ostrzegał by nie wychodzić tej nocy, bo nastroje, zwłaszcza w centrum są nie na nasze nerwy. Ale co tam, my odważni i rządni wrażeń Polacy, jeszcze tej samej nocy do centrum się udaliśmy. Jako że zmiana czasu nie pozwalała nam spać, coś musieliśmy z tym zrobić, więc pójście do paszczy lwa wydawało się być jak najbardziej odpowiednie:)

Faktycznie, tej nocy nie czuliśmy się tam bezpiecznie. Grupy ludzi spotykających się gdzieś w ciemnych zaułkach z przepaskami na rękach w barwach Tajlandii, mnóstwo skuterów, wszędzie flagi i uzbrojona policja przechadzająca się spokojnie. To wszystko spowodowało, że moje pierwsze wrażenia z tego miasta były mieszane. Niby podobało mi się, że trafiliśmy do miejsca zupełnie odmiennego niż Australia a jednak czułam w powietrzu ten zapach… Zapach niebezpieczeństwa, przygody i nadziei jednocześnie. Tej nocy czułam nastroje tych ludzi, zrozumiałam ich sytuację i powody dla których byli gotowi oddać życie.

Poranek w naszym hotelu zdzierającym z „białasów”, przywitał nas słoneczną pogodą. Odsłaniając z okien ciężkie zasłony, zobaczyłam niebieskie niebo, ale nie takie do jakiego przywykłam w krainie Oz. Niebo było bezchmurne, jednak roztaczający się nad miastem smog jakiego w życiu nie widziałam, wprawił mnie w osłupienie! Niebo niby bezchmurne a jednak jakieś takie szare i zawiesiste…Do tego widok chaotycznego ruchu pojazdów na ulicy pod hotelem wywołał u mnie uśmiech na twarzy, kurka, byłam w Bangkoku! Poczułam to wreszcie;) Jedząc śniadanie i sącząc najlepszy sok pomarańczowy jaki padło mi spróbować, obserwowałam przygotowujących się do kolejnych demonstracji ludzi, podczas gdy mój chłopak studiował mapę miasta. Pod oknami jadalni gromadzili się ludzie z transparentami i z nadzieją na lepsze jutro w Tajlandzkim rządzie i państwie. Pamiętam, że czułam podziw, Ci ludzie potrafią walczyć i się jednoczyć w słusznej sprawie, mimo że cały świat uznał to za jakieś tam demonstracje ludzi z Bangkoku. A Oni walczyli o dogodne warunki i dobre ich traktowanie we własnym kraju. Cała ta sytuacja doprowadziła w efekcie do stanu wojennego i do wprowadzenia godziny policyjnej. Brzmi znajomo?

Samo miasto jest chyba najbrudniejszym miastem Świata, a jednak przyciąga i zadziwia. Tuk- tukiem dojechaliśmy do miejsc nas interesujących, dużo też chodziliśmy.

IMG_3177

Duża ilość rzemieślników w przyulicznych budynkach uświadomiła mi, że zachodni Świat zatraca zdolność robienia rzeczy samodzielnie, zastępując tychże rzemieślników przeróżnymi maszynami. Ci zegarmistrze, kowale, krawcy i wielu innych, tak bardzo wpisują się w krajobraz Bangkoku, że trudno wyobrazić sobie ten kawałek Świata bez nich. Mówiono nam: „nie jedzcie niczego prosto od ulicznych sprzedawców, bo się pochorujecie” a ja właśnie tam na ulicy zjadłam najpyszniejsze danie z ryżu i warzyw, fakt, mycie talerzy w misce z niezbyt czystą wodą, po klientach różnych nacji, najpierw mnie odstraszało, ale po spróbowaniu tej potrawki straciłam wszelkie obawy:) i nie, nie pochorowałam się!

Bardzo nisko zawieszone linie i przewody elektryczne, straszyły zachodnich bhp-ców, a szczury przebiegające obok wózków z serwowanym powszechnie jedzeniem, zapewne biły po oczach przyjeżdżający na wakacje ludzi z sanepidów i pewno to oni nakazują by z takowych miejsc nie jeść.

Bangkok oferuje również wachlarz bogatych restauracji i rozrywek na miarę klienta z dużą kasą, oj można się tam zabawić na wszelakie sposoby. Przeraził mnie widok ilości grubych turystów z młodziutkimi Tajkami bądź Tajami na tylnych siedzeniach ich wypożyczonych skuterów. „Sex – biznes” w całej Tajlandii, a zwłaszcza w Bangkoku, jest tak powszechny, że nikogo tam to nie dziwi, ale o tym kiedy indziej. Wszystkie przepiękne świątynie zrobiły na mnie ogromne wrażenie, jednak nie zachwyciłam się nimi. Bardziej zachwycał mnie styl życia tubylców, prosty, czasem nieuczciwy względem turystów, jednak wydawał się być prawdziwy i bardziej sensowny, taki nie odklejony od rzeczywistości jeszcze…Ludzie mimo stanu w jakim znajdowało się ich państwo, żyli normalnie, nie było chaosu.

 

Po kilku dniach w Bangkoku udaliśmy się na południe kraju do prowincji Krabi. Po całonocnej podróży bardzo wygodnym autokarem ( nawet w Polsce takich nie widziałam ), dotarliśmy do Ao Nang, miejsca, w którym stolica kraju wydawała się być odległą i inną krainą. Nawet niebo jakby rozjaśniało…

IMG_3525 (1)

 

Introweska

24 myśli w temacie “A w Bangkoku śmierdziało nadzieją

  1. mefistowy pisze:

    W każdym miejscu na świecie tętni życie, nawet jeśli jego forma wydaje się nam zupełnie niepodobna do naszego. Trzeba korzystać z chwili, ale z rozwagą: tam, gdzie ludzie walczą o wolność może polać się krew osób postronnych.

    Polubione przez 1 osoba

  2. haka93 pisze:

    Dobry artykuł przybliżający to miejsce i sytuację jaka panowała. Pochwalam ludzi, którzy nie boją się wyjść do „tubylców miejscowych” i obcować z nimi, poczuć w jakimś stopniu ich emocje oraz stan w jakim się znajdują. Nie jest sztuką wyjechać na wczasy i 2 tygodnie siedzieć w all inclusive, a później chwalić się na forum swoimi cudownymi przeżyciami z basenu hotelowego. Życie ludzkie jest dużo piękniejsze i ciekawsze, gdy możesz poczuć choć namiastkę emocji drugiego człowieka.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Introweska pisze:

      Zgadzam się:) raz pojechałam poplażować sobie do Hiszpanii, lecz po jednym dniu wsiadłam na skuter i pojechałam autostradą ( a jest to nie dozwolone, tj skuter na niej) daleko od mojego kurortu;) Każdy lubi co innego, ja na pewno lubię pójście na żywioł, mój chłopak z resztą też, z czego się bardzo cieszę;) Pozdrawiam Cię

      Polubienie

    1. Introweska pisze:

      Myślę że Pałac Królewski jest dla nowo przybyłych ciekawym miejscem do zobaczenia, podobnie jak Chinatown oraz pływający targ Taling Chan czynny tylko w weekendy. Poza tym to rejs jedną z taksówkowych łodzi po rzece Menam również może się podobać;) No i walki Muay Thai, które można zobaczyć w wielu miejscach każdego wieczoru. Myślę że gdziekolwiek pójdziecie to i tak będzie się Wam podobać;) Pozdrawiam

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s