Wychowałam się w czasach, kiedy do sklepu szło się tylko po cukier. Wszystkie inne produkty były w domu. Pochodziły z własnych upraw lub od znajomych.
Nie było plastiku ani sztucznie przetworzonej żywności. Nie było GMO czy MONSANTO. Ochota na smakołyk była zaspokajana kromką chleba ze śmietaną i cukrem, lub koglem moglem z dodatkiem kakao – endorfiny po tym, uwalniały się szybciej niż po czekoladzie 🙂. W domach było wszystko to, co teraz uchodzi za nic. Każdy wiedział, że jedzenia się nie marnuje, a ubrania reperowano kiedy pojawiał się defekt. Ludzie mieli więcej czasu pomimo nadmiaru zajęć. Odwiedzali się bez zapowiedzi, byli przyjaźni. Telewizja nie mąciła w umysłach, bo prawie nikt jej nie oglądał. No chyba, że na ekranach pojawiała się Esmeralda, wtedy mama i sąsiadki odlatywały w kosmos zawiłych romansów 🙂. Internet był zaledwie dziwnym tworem filmów fantastycznych, a albumy z wpisami dedykacji od szkolnych koleżanek i kolegów, pełniły funkcję mediów społecznościowych, adekwatnych do ówczesnych czasów. Oddychaliśmy świeżym powietrzem i piliśmy czystą wodę. W strumyku nieopodal domu żyły sobie raki, a w rzece pływały węgorze. Jedne i drugie zniknęły wraz z nadejściem pralek automatycznych i zmywarek. Wszystkie choroby leczyła mama, podczas gdy lekarz był złem koniecznym. Do dzisiaj nie wiem jak smakują antybiotyki, bo nigdy w życiu ich nie zażywałam! A zdrowa jestem jak koń, albo raczej kobyła 😁.
Jako dzieci spędzaliśmy na dworze całe dnie. W błocie i w śniegu, w deszczu i upale. Uczyliśmy się pływać w niestrzeżonych zbiornikach wodnych i rzekach, a w lesie orientowaliśmy się lepiej niż na domowym podwórku.
Byliśmy mentalnie i fizycznie zdrowi i szczęśliwi, a wszelkie smutki kończyły się wraz z kolejnym wyjściem na podwórko.
Ach, ależ to były piękne i beztroskie czasy.
Introweska
Liczę na kolejny wpis o zdrowym żywieniu i z paru innych tematów.
PolubieniePolubione przez 1 osoba