Tabula rasa

Dzieciństwo to etap życia, który kształtuje małego człowieka, jego ,,tabula rasa,, właśnie wtedy zostaje najobszerniej zapisana. Zadbajmy by zapisane tam rzeczy były istotne, przepełnione miłością i zaufaniem! Nie zakazujmy a przyzwalajmy na odnajdywanie własnej ścieżki, im więcej zakazów, tym większa chęć ich łamania, tym większa niechęć do ich autorów. Wskazujmy lecz nie narzucajmy naszym dzieciom sposobu pojmowana świata. One wiedzą jak go pojąć na swój indywidualny sposób.

Nasze dzieciństwo, dzieciństwo naszych dzieci jest tak kluczowym i obszernym tematem, że prawdopodobnie tysiącem zapisanych stron nie potrafiła bym oddać tego, co każdy z nas winien wiedzieć na ten temat. A jednak zaryzykuję i spróbuje przelać to, co kotłuje się w mojej głowie.

Nasze społeczeństwo, rodziny, religie, najbliższe otoczenie mają największy wpływ na to, kim się stajemy. Od samego początku naszego życia, zostają nam narzucane utarte schematy jak należy żyć, by nie wychylać się poza ramy, które zostały ustalone tradycją i ogólnym przekonaniem, ze tak jest właściwie, że tak wypada i że tak jest lepiej, bo przecież zawsze tak się robi. Mam tu na myśli np chrzest noworodków…Nie dajemy nowo narodzonemu człowiekowi szansy na podjęcie decyzji, tylko machinalnie pakujemy go do tej samej kategorii wyznawców jakimi sami jesteśmy, jeszcze zanim ten mały człowiek wie w ogóle czym jest religia!  A przecież ta malutka osóbka jest odmienną istotą, nie jest kontynuacją „Ciebie” byś mógł/ mogła myśleć i decydować za niego. Takie decyzje jak te, jaką i czy w ogóle wiarę chce się wyznawać, powinny być podejmowane kiedy człowiek staje się świadomy swoich oczekiwań i potrzeb.

Kolejną sprawą jest sposób, w jaki często traktuje się dzieci. To są normalni ludzie, często mający większą mądrość emocjonalną od nas samych, a my traktujemy je jak kogoś głupszego. Często słyszę, jak matki rozmawiają ze swoimi dziećmi i nie dowierzam, że te kobiety zajmują się ich wychowaniem. Wybierają własną wygodę i idą na skróty wychowując swoje potomstwo. „Mamo, dlaczego tak? -bo ja tak każę!”, „Mamo wytłumacz mi!- A co tu tłumaczyć, tak jest i już!”- słychać często…a wystarczy skupić uwagę na tym dziecku przez kilka minut kiedy zadaje te pytania i po prostu szczerze z nim porozmawiać, jak z dorosłą osobą a zapewniam, że efekt takiego sposobu rozmowy przyniesie oczekiwane efekty. Uwaga, szczerość i czas! Tego oczekują od nas nasze dzieci! Zamiast włączać kolejną grę lub bajkę na swoim tablecie, wyjdź z dzieckiem na spacer, porozmawiaj z nim, twórz więź. Niech dziecko ma w tobie przyjaciela i osobę, której ufa a nie kata i oprawcę w jednym. Nie wychowujmy kopi nas samych, pozwólmy naszym dzieciom zachować ich indywidualność, nie wbijajmy im do głów rzeczy, których one nie chcą akceptować. Oczywiste jest, że jako rodzice powinniśmy im pokazać jak odróżnić dobro od zła i wskazać drogę, jednak nie możemy forsować i ciągnąc nasze pociechy drogą, którą my sami kroczyliśmy, każdy w swoim czasie odnajduje swoją ścieżkę, a im mniej złych nawyków zostało nam przekazane, tym szybciej ją odnajdujemy.

Urodziliśmy się z pewnymi uwarunkowaniami genetycznymi, nie sposób temu zaprzeczyć. Poza tymi uwarunkowaniami nie zostało nam przekazane nic więcej, więc oznaczało by to, że mamy „tabula rasa” od samego początku naszego żywota, jednak to nie my ją zapisujemy w większości przypadków! Ubolewam nad tym, ponieważ przez narzucanie dzieciom własnego stylu życia, niepowtarzalne osobowości zagubiły swój potencjał, z którym przybyły na ten Świat i zostały skazane na pójście drogą wielokrotnie już przez kogoś przebytą. A życie jest odkrywaniem…więc cóż za radość kroczyć szlakiem już odkrytym?!

Introweska

 

 

 

48 myśli w temacie “Tabula rasa

  1. angielskapolka pisze:

    Mi właśnie narzucano wiarę od małego. „Idź do kościółka, na religię, bo co ludzie powiedzą”, aż w końcu się skończyło tak, że do kościoła nie chodzę od 11 roku życia, uważam się za osobę niewierzącą, przynajmniej nie w katolicyzm. Bierzmowania nie mam. Nawet zastanawiam się nad apostazją, a gdy moja rodzina słyszy, że jeśli będę miała dzieci (na dzień dzisiejszy nie chcę ich mieć), to chrzcić nie mam zamiaru, to odrażają się, że oni ochrzczą. Sęk w tym, że z mojej rodzinki tacy katolicy jak z koziej D… trąba. W ogóle jakaś czarna owca ze mnie, bo w miarę możliwości żyję jak mi się żywnie podoba.

    Polubione przez 4 ludzi

    1. Introweska pisze:

      Właśnie o tym mówię. Żyjesz po swojemu a jednocześnie uważasz się za czarną owcę. Wczesne ukształtowania tak bardzo odciskają się na naszej osobowości, że później, żyjąc normalnie wg swoich zasad mamy odczucie że to nie jest właściwe, a jest! Jeżeli jest zgodne z Twoim przekonaniami to nikt i nic nie powinno tego zakłócać:)

      Polubione przez 1 osoba

    2. Karol pisze:

      Ja wystąpiłem z kościoła i jestem z tego zadowolony. Głównie dlatego, że przy każdej okazji gdy ktoś mi mówi, że ma cos tam zrobić, bo „przecież wypada” mam prostą i skuteczną odpowiedź. Ta praktyczna zaleta sprawiła, że powody którymi się kierowałem stały się mniej istotne.

      Polubione przez 3 ludzi

      1. Introweska pisze:

        Najważniejsze to mieć swoje wartości i nie bać się ich bronić. To co wypada a co nie jest/ powinno być kwestią sumienia a nie otoczenia w którym żyjemy. Każdy z nas jest reżyserem własnego filmu pt ” Moje życie” i to my powinniśmy decydować co w tym filmie ma się wydarzyć, nie rodzina, nie społeczeństwo- bo oni za nas życia nie przeżyją, ani my za nich, więc moja propozycja jest taka, aby każdy żył swoim życiem i według swoich zasad;)

        Polubione przez 2 ludzi

      2. Karol pisze:

        Żeby każdy miał taką samą propozycję, to Świat byłby lepszy (byle te zasady nie krzywdziły innych) 🙂
        Ja myślę podobnie. Uważam, że granice mojej wolności wyznacza wolność innych ludzi (ale nie chodzi o wolność „od czegoś”, ale wolność „do czegoś”).

        Polubione przez 2 ludzi

      3. angielskapolka pisze:

        Pytanko w związku z wystąpieniem z kościoła – jak to wygląda w teorii, wiem. Trzeba napisać list, mieć dwóch świadków, iść do parafii, gdzie było się ochrzczonym i wypowiedzieć kilka formułek, jeśli dobrze pamiętam, ale słyszałam też, że księża bardzo utrudniają. To jak to w końcu wygląda?

        Polubione przez 1 osoba

      4. Introweska pisze:

        Nie mam pojęcia. Myślę że Karol coś na to poradzi;) Ja zwyczajnie odwróciłam się od Kościoła i całego tego cyrku i tyle. Pozwolenia na bycie ,, niewierną,, niekoniecznie są mi potrzebne;) Jednak każdy ma swoje wartości i każdy ma prawo do postępowania po swojemu;) Pozdrawiam Cię

        Polubienie

      5. angielskapolka pisze:

        Właśnie Karola pytałam 😉 ja też się odwróciłam. Niby apostazja jest formalnością, ale nie chcę widnieć w statystykach jako jedna z 96% społeczeństwa ponoć wierzących katolików. Odczuwam taki wewnętrzny dyskomfort w związku z tym, stąd ten pomysł. Również pozdrawiam 🙂

        Polubione przez 1 osoba

      6. Karol pisze:

        Chyba wiele zależy od księdza. O proboszczu parafii gdzie mieszkałem miałem złe zdanie, więc spodziewałem się kłopotów przy załatwieniu sprawy. Okazało się odwrotnie. Teoretycznie przy pierwszej wizycie powinien odbyć ze mną rozmowę i odesłać do domu żebym się zastanowił, więc poszedłem bez świadka. W praktyce ksiądz podszedł do spawy zupełnie inaczej. Ostrzegł mnie że powrotu już nie ma, ale moja wola, więc załatwimy to od razu. Gdy powiedziałem mu, że trzeba dwóch świadków, to zdecydował, że jednym będzie on, a na drugiego zawołał kościelnego. 5 minut i po sprawie. Dokumenty przyszły po jakiś 3 tygodniach pocztą.
        Wygląda na to że ksiądz uważał mnie za śmiecia, którego lepiej żeby w Kościele nie było. W sumie nie mam mu tego za złe. Trudno się było spodziewać, że mnie pokocha za to że odrzucam instytucję w którą on wierzy i ktorej służy, a przynajmniej uniknąłem zbędnych i pewnie nieprzyjemnych dyskusji.
        Nie wiem czy mój przypadek był wyjątkiem od reguły, ale nie mogę w tej sprawie na Kościół złego słowa powiedzieć.

        Polubione przez 1 osoba

  2. lilit8 pisze:

    Podpisuję się pod dużą częścią tego, co napisałaś. Nie pod wszystkim.
    Dzieci można porównać do gąbki, która nasącza się taką wodą, w jakiej się zanurza. Ta woda, to nie tylko rodzice i ich sposób widzenia świata, którym dziecko jest w większym lub mniejszym stopniu indoktrynowane (uniknięcie takowej indoktrynacji, moim skromnym, jest możliwe jedynie w teorii), to także przedszkola, szkoły, koleżanki/koledzy na placach zabaw itd.
    Rodzice, którzy nigdy nie popełniają błędów wychowawczych, nie istnieją.
    Dobro i zło postrzegane są różnie przez nieomal każdego człowieka. Dawanie zaś dziecku od wczesnego dzieciństwa pełnej wolności wyboru własnej życiowej drogi często rezultuje tragediami…
    Czy jesteś matką?

    Polubione przez 3 ludzi

    1. Introweska pisze:

      Tak! Dzieci są jak gąbki, na nieszczęście wielu rodziców, bo często chłodną rzeczy, które nie są im do szczęścia i życia nie potrzebne, jak np przejmowanie od otoczenia emocji negatywnych. Tak jak napisałam, społeczeństwo i najbliższe otoczenie wywiera wpływ na dziecku, to nie tylko rodzice kształtują małego człowieka, lecz my wszyscy dookoła. Powinniśmy nasze dzieci traktować jak ludzi, jak kogoś równego nam.
      Masz rację że dobro i zło są postrzegane różnie przez każdego, skąd wiadomo że Ty postrzegasz je właściwie? Nie zrozumieć mnie źle, chodzi mi to że każdy ma instynkt samozachowawczy, i to on nam podpowiada od urodzenia co jest właściwe a co nie. Nie mówię o dawaniu pełnej wolności. Jak napisałam w tekście, jako rodzice mamy obowiązek wskazać dziecku drogę, ale bez narzucania jej! O takiej wolności mówię. Więc jeżeli Twoje dziecko ma ochotę wybić komuś okno, to należy oczywiście wskazać że nie jest to właściwe, jednak pod Twoją nieobecność dziecko i tak zadecyduje samo co zrobi. Im bardziej będzie mu zakazane, aby tego okna nie wybijać, tym większa będzie pokusa by to zrobić;)

      Polubione przez 1 osoba

  3. smutnykatolik pisze:

    Generalnie się zgadzam, każdy ma prawo na wybranie własnej ścieżki. Ale też nie ma rodziców idealnych i siłą rzeczy, każdy coś swojego w dziecku zaszczepia. Ale kiedy dorastamy i w okresie dojrzewania możemy zdecydować, co od rodziców bierzemy, a co nie. W końcu to nasze życie i jesteśmy za nie odpowiedzialni. Sposób odzywania się matek do dzieci nieraz mnie wkurza, ale z drugiej strony bycie z dzieckiem 24 h i odpowiadanie non stop na te same pytania męczy niesamowicie. Ciężko to zrozumieć komuś, kto nie ma dzieci lub z nimi nie pracuje. Dlatego staram się nie być dla takich rodziców zbyt surowa.
    A co do chrztu, nie zgadzam się z Tobą. Każdy rodzic chce dać dziecku to co najlepsze, najważniejsze, najcenniejsze, chrzest jest tego wyrazem. Kiedy wierzymy w Boga, chcemy tę wiarę i miłość przekazywać dalej. A to, czy dziecko to „weźmie” czy nie, to już nie od nas zależy 🙂

    Polubione przez 3 ludzi

  4. emlokar pisze:

    Odnosząc się do treści bloga generalnie zgadzam się. Uważam, że chrzest jest wtłaczaniem nieświadomego dziecka w pewne „ustalone” stereotypy, które tak naprawdę pozbawiają nas potem wolności w szerokim tego słowa znaczeniu.

    Polubione przez 1 osoba

  5. Celt Peadar pisze:

    Co do uwarunkowań genetycznych, absolutnie się zgadzam. Jednak oprócz genetyki, w równie wielkim stopniu kształtuje nas środowisko, w jakim przyszliśmy na świat. Składa się nań wszystko to, o czym Ty i inni komentatorzy już tu wspomnieliście – Rodzice, rodzina, wiara, zawierane znajomości…

    Ja na przykład, nie wiem, gdzie bym był, ani kim bym teraz był, gdyby nie moje wyjazdy do Stanów. To dzięki nim jestem zdrowszy, dzięki nim poznałem zupełnie inny sposób życia, opanowałem język i już w wieku 10 lat wiedziałem, co chcę robić w życiu 🙂 I przez lata nigdy jakoś znacząco z tej ścieżki nie zboczyłem.

    Każdy rodzic chce dziecko wychować jak najlepiej i chce, aby dziecko uniknęło w przyszłości błędów, jakie dorosły sam popełnił lub jakie zostały mu narzucone przez własnych rodziców. To metoda prób i błędów, jakiś „defekt” zawsze się wkradnie do „programu wychowania”.

    A z traktowaniem dzieci na równi, jako dorosłych, to też bardzo zależy od konkretnego dziecka…jego tempa dojrzewania i sposobu rozumienia świata.

    Co do wiary… Zostałem wychowany w wierze katolickiej, w głębokim poszanowaniu dla Kościoła. W miarę jednak jak dorastałem, zacząłem widzieć nie tylko te dobre, ale i te nieco gorsze strony wiary. Teraz mając już jaśniejszy obraz niż jako dziecko, uważam, że Boga można spotkać w różnych miejscach, nie tylko w Kościele. Chociaż bardzo ciągnie mnie do miejsc i rzeczy z mistyczną aurą…

    Teraz moja relacja z Bogiem jest dużo bardziej osobista. On jest przy mnie cały czas i pomaga mi. Trochę już w życiu przeżyłem i jestem zdania, że bardzo niewiele rzeczy dzieje się przez czysty przypadek. Wszystko, co mi się przydarzyło, przez co przeszedłem, doprowadziło mnie w to miejsce i do tego człowieka, jakim teraz jestem.

    Pozdrawiam Cię serdecznie, Introwesko 🙂 Tym komentarzem rewanżuję się za Twoje niedawne odwiedziny u mnie… Coś mi mówi, że będę się tu pojawiać częściej 🙂 A dla Ciebie mam niespodziankę 🙂 Zapraszam: https://zyciecelta.wordpress.com/2016/05/19/z-cyklu-o-tym-i-owym-16/

    Polubione przez 2 ludzi

  6. Maggie pisze:

    Zagadnienie przekazywania przez kod DNA naszym dzieciom zapisów jest bardziej skomplikowany niż nam sie wydaje. Uwarunkowujemy charakter i zachowania naszego dziecka bardzo wcześnie i jeszcze przed poczęciem. Przekazujemy mu nasze lęki. Zostało przeprowadzone doświadczenie na myszkach, gdzie wywoływano u nich strach przez drgania podłoża na którym stały jednocześnie wpuszczając do klatki zapach lawendy. Po pewnym czasie myszy zaczęły reagować strachem na zapach lawendy bez towarzystwa drgań. Sparowane te myszy z myszkami które nie były poddawane temu eksperymentowi, potomstwo tych myszy reagowało na zapach lawendy strachem.
    Bądźmy świadomi że przekazujemy dzieciom nasze emocje nie tylko przez rozmowę i słowa ale rownież przez komunikację niewerbalną i to w 95%. Dbajmy przede wszystkim o swoje zdrowie psychiczne i emocjonalne a za nim podaży zdrowie dzieciaków.

    Polubione przez 2 ludzi

  7. Dama Kameliowa pisze:

    Witaj 🙂 Z genami wiąże się inny ciekawy aspekt: dzieci mogą zebrać „cechy” nie po rodzicach, ale po innych krewnych. I zaskakuje wtedy rodzica fakt, że jego potomek ma np. typ temperamentu, uzdolnienia (bądź ich brak) nie takie jak on, ale jak nielubiany brat, czy nieakceptowany kuzyn… I cała trudność wiąże się z tym, że trzeba pokonać nie tylko własne oczekiwania, ale i uprzedzenia, i przyjąć, że dziecko ma prawo mieć WŁASNE geny i własne cechy 🙂 Pozdrowienia

    Polubione przez 1 osoba

  8. sophisticatedly pisze:

    Piękny, refleksyjny post! Mam ostatnio podobne przemyślenia – w trakcie studiowania psychologii stosowanej, uświadomiłam sobie, że każdy mały człowiek jest właściwie kształtowany przez otoczenie. Nie ma nic do powiedzenia. Okres dziecięcy jest krytyczny dla późniejszego życia, a często staje się zaniedbywany albo prowadzony w niewłaściwy sposób. Pozwólmy dzieciom „mówić” i nigdy ale przenigdy nie blokujmy im swoich, małych wyborów. Pięknego dnia!

    Polubione przez 1 osoba

    1. Introweska pisze:

      Dzieci to mali ludzie, którzy przejmują od nas wiele zachowań. Jak napisała Maggie w poprzednich komentarzach, zadbajmy o swoje zdrowie psychiczne i emocjonalne, a za tym pójdzie zdrowie emocjonalne naszych dzieci;) Pozdrawiam Cie

      Polubienie

  9. Ruda Wstążka pisze:

    Ostatnio się dowiedziałam, że moje obawy związane z pytaniem o rzeczy, których nie wiem, wzięły się ze słuchania od rodziny tych wszystkich „jak możesz tego nie wiedzieć?” i „przecież to proste jest”. Chociaż, z drugiej strony, ile razy idę do teatru czy na jakiś dobry koncert, tyle razy przypomina mi się mój zachwyt, jak rodzice mnie do teatru muzycznego zabierali.
    Także, straszny wpływ ma na nas rodzina. Chyba największy.

    Polubione przez 1 osoba

  10. BriAnna pisze:

    Najgorzej jest gdy w pewnym momencie człowiek zaczyna manifestować odmienne poglądy od tych wtłaczanych mu latami do głowy. Cała rodzina wpada w konsternację a potem w szał nerwowego przywracania tak zwanej „normy”.

    Z tym chrztem absolutnie się zgadzam. Pranie mózgu od dziecka, zapisywanie w takim chłonnym umyśle lęków i przekonań, jak również rozwijanie w nim poczucia, że jest złe i grzeszne, potem odbija się na dużej części życia, o ile nie na całym. Trochę czasu zajmuje weryfikacja szkodliwych schematów myślowych, a u wielu do końca życia refleksja się nie pojawia, co jest smutne… Weryfikacja to jedno, a proces zastępowania takich zapisów w podświadomości to już całkiem inna bajka 😦 może to zająć wiele lat, o ile otoczenie nie będzie kogoś takiego wciąż próbowało z powrotem „upupić”.
    Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

    1. Introweska pisze:

      Pięknie to podsumowałaś. Pozostaje tylko edukować ludzi by uświadomić tym, którzy dbają o tego typu rzeczy na co dzień, że każde nasze słowo, każdy gest i emocja wywiera wpływ na otoczenie, lepiej więc by wpływ ten nie był destrukcyjny.
      Jak ktoś mądry powiedział: „lepiej wychować zdrowe dziecko, niż zmieniać dorosłego człowieka”

      Polubione przez 1 osoba

      1. BriAnna pisze:

        Tak prawdę powiedziawszy, w takim rodzinnym błędnym kole, musi się pojawić między generacjami osoba, która to błędne koło przerwie – refleksją, potem pracą nad sobą, czasem terapią, czasem odcięciem toksycznych ludzi i zacznie wprowadzać coś zdrowszego w swoim życiu. No, chyba, że przypadkiem zwiąże się z kimś, kto też ma niezdrowe przekonania…i walka zaczyna się od nowa

        Polubione przez 1 osoba

  11. Pola Modrzewsky pisze:

    Strasznie mądrze napisałaś : „każdy w swoim czasie odnajduje swoją ścieżkę, a im mniej złych nawyków zostało nam przekazane, tym szybciej ją odnajdujemy.” Ja ostatnio (po 10 latach życia na emigracji) zderzam się z tym, jak często ludzie ślepo działają według … może nie koniecznie złych nawyków, ale stereotypów, które wcale nie są takie dobre … ach to nasze życie ;-)!

    Polubione przez 1 osoba

      1. notsodesperatehousewives pisze:

        Oboje z mezem przywiazujemy ogromna wage do wychowania naszych pociech na dobrych ludzi z dobrym poczuciem wlasnej wartosci i odpowiednim kompasem moralnym. Nie jest to latwe w dzisiejszych czasach, ale jest mozliwe:-) Jest to ciagla praca dajaca jednak duzo satysfakcji:-) Pozdrawiam mocno!

        Polubione przez 1 osoba

  12. Justyna pisze:

    Ja planuje ochrzcic swego synku za kilka miesięcy. Chcę wychować go w mojej wierzę i przekazać mu wszystkie tradycje w jakich ja byłam wychowywana.

    Polubienie

  13. Pewna Pani pisze:

    Sama prawda to co piszesz. Po przeczytaniu Twojego tekstu przypomniało mi się zdanie z jakiejś książki o wychowaniu mówiące coś w stylu: nie zastanawiaj się jakim człowiekiem chcesz by twoje dziecko było tylko zaciekawiaj się jakim człowiekiem się staje… 🙂
    Mnie osobiście zadziwia, że ludzie chrzcząc dzieci sądzą, że właśnie wtedy dają im wybór…

    Polubione przez 1 osoba

  14. szczupakblog pisze:

    Witaj. Cieszę się, że mogłem odkryć tak inspirującego bloga.
    Kapitalny tekst i bardzo ciekawe refleksje. 🙂
    Korzystając z okazji chciałbym podzielić się moją opinią.
    Wychowałem się w tradycyjnej i katolickiej rodzinie. Rodzina nigdy
    nie narzucała mi wiary czy światopoglądu. Nauczyła mnie jednak jak
    postępować w trudnych czasach moralnego upadku społeczeństwa – przede wszystkim nie iść na łatwiznę i być empatycznym.
    Z przymuszaniem do wiary przez chrzest bym polemizował,
    bo tak naprawdę to dopiero podczas bierzmowania (nawet nie I komunii) człowiek staje się w pełni wierzący – podejmuje sam świadomy wybór odnośnie wiary.
    Trochę nie rozumiem czemu obecnie tylu ludzi traktuje wiarę jak jakiś niesamowity ciężar, taką kulę u nogi. Moim zdaniem wiara pozwala nieco szerzej otworzyć oczy na niektóre sprawy, choćby te związane z moralnością. A duchowieństwo – to zwykli ludzie – popełniają grzechy i błędy jak każdy. W wierze tak naprawdę liczy się przecież duch, a nie materia i to co ziemskie. Jakby co nie jestem wcale jakimś super katolikiem i obrońcą krzyża, ot zwykłym szarym człowiekiem 🙂
    Zgadzam się za to w pełni z tym, że współcześnie dzieci są wychowywane w taki sposób, że rodzice chcą tworzyć swoje „klony”. Ponadto, dziś większość młodzieży zamiast szukać własnej drogi, tak naprawdę potrafi tylko żyć metodą „kopiuj, wklej”.

    Dziękuję za odwiedziny na moim blogu 🙂
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie: szczupakblog.wordpress.com

    Polubione przez 1 osoba

  15. na wyspie oczekiwan pisze:

    Trudno rodzicom zrozumieć, że dziecko też człowiek. Ma swoje oczekiwania, pragnienia i swoje na jego wiek zdanie. Przyjęte … dzieci i ryby głosu nie mają… wciąż jest aktualne. Dlaczego aktalne? Wygodnictwo i brak szacunku dka małego człowieczka. Odnośnie chrztu, dałam swoim dzieciom możliwość wyboru.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz