Zarechotał świat tysiącem barw

Pogoda od kilku dni dopisuje w kraju w którym mieszkam, a że z reguły pada tu i wieje jak diabli, to każdy dzień, a nawet godzina oblana Słońcem jest na wagę złota. Mówię o Irlandii, w której pogoda jest zmienna niczym kobieta podczas okresu. Czasami jest tak zmienna, że cztery pory roku jednego dnia nikogo już tu nie dziwią. Jak to mówią rodzimi Irlandczycy- „rain is never to far away” i sprawdza się to w stu procentach!

Po okresie zimowym każdy z utęsknieniem czeka na Wiosnę i ciepłą pogodę. Tutaj ta tęsknota objawia się tak, że nawet przy 10 stopniach Celsjusza można spotkać ludzi w krótkich spodenkach/ spódniczkach i w koszulkach bez rękawów. Ci ludzie są chyba bardzo zdesperowani, by koniecznie zażyć kąpieli słonecznych nawet przy niskich temperaturach. Co tam, zima dała się we znaki, więc czy ciepło czy zimno, w Kwietniu pora zrzucić ubrania i przewietrzyć ciała. Trzeba koniecznie, tym bardziej że jutro znów może wrócić Zima, albo co gorsza Jesień, która jest tutaj dominującą porą roku. Jeśli ktoś mieszkał kiedyś w Irlandii, ten wie o czym mówię.

Widząc trochę Słoneczka na dworze budzi się we mnie sentyment do polskiej Wiosny, którą pamiętam z czasów dzieciństwa i nastoletniego okresu mojego życia. Pamiętam ze jako nastolatka, uwielbiałam wstawać rano i oglądać wschód Słońca, oraz czuć na swojej skórze poranny i rześki klimat budzącej się do życia przyrody. Krople rosy na trawie miło oblewające łąki i pola. Ach…wiele bym dała by znów poczuć to samo co wtedy. W ogródku moich rodziców do tej pory jest coś w rodzaju małej fontanny/ brodzika, w której kiedyś, zwłaszcza wiosną i latem, lubiły przebywać małe żaby, których rechot słyszę do dziś. Nie jest to ten irytujący dźwięk skrzeczących żab, a delikatny i przyjemny dla uszu śpiew, który ułatwia zrelaksowanie się. W tym ogródku były też koniki polne i świetliki, które nocą nadawały niesamowity klimat tej części naszego domostwa.

Jako dorastający ludzie, często ze znajomymi i sąsiadami z pobliskich osiedli paliliśmy ogniska nad rzeką, z dala od domostw. Koniec Kwietnia i początek Maja, to był czas kiedy zaczynało się sezon. Najpierw przygotowywaliśmy palenisko i ławeczki dookoła, a później należało zająć się prowiantem. Zwykle kradliśmy ziemniaki z pola jakiegoś rolnika, by upiec je później w ognisku. Tego smaku nie zastąpi nic innego! Podobnie jak pieczone jabłka, które zdobywaliśmy tak samo. Ciemna noc, cisza, żadnych cywilizacyjnych dźwięków, ciepły wiaterek muskający nasze skóry i szum rzeki, nad którą własnie ktoś komuś wyznawał miłość. Śpiew ulubionych piosenek i latające świetliki nadawały tym ogniskom jeszcze piękniejszy wymiar, jeszcze piękniejszy klimat. Nadal czuję zapach kory rozgrzewającej się pod wpływem temperatury, czuję tą miękką trawę na której kładliśmy się jak ławeczki się znudziły. To na takiej trawie moja pierwsza, wielka miłość pocałowała mnie po raz pierwszy, po czym poszliśmy z pozostałymi kąpać się w rzece, mimo że woda była jeszcze zimna, nikt tego nie odczuwał. Było pięknie i z pełnym przekonaniem powiem, że był to najlepszy czas w moim życiu. W późniejszym życiu nigdy nie odczuwałam już tych bodźców z taką intensywnością jak wtedy. To były czasy, kiedy ciągle jeszcze skupiałam się na teraźniejszości, później z każdym rokiem zaczęło się liczyć tylko to co będzie bądź już było. Przyszedł czas na pracę i w ogóle dorosłość, która zabiła we mnie wrażliwość na uroki codziennego życia.

Często wracam myślami do tamtych czasów, ale jeszcze częściej staram się na nowo obudzić we mnie tę wrażliwość. To działa! Ostatnio dostaję gęsiej skórki na widok pełni księżyca, zwłaszcza w bezchmurne noce. Znów czuję zapachy jak dawniej, więc istnieje jeszcze szansa że mój sentyment do tamtego okresu zostanie zastąpiony czymś lepszym, czymś nieznanym i równie intensywnym jak uczucie rosy na bosych stopach.

Pozdrawiam Was

Introweska

9 myśli w temacie “Zarechotał świat tysiącem barw

  1. daria.aleksandra.kaminska pisze:

    Myślę, że jako dzieci i nastolatki mieliśmy większą wrażliwość na to, co widzimy czy czujemy, ale też samą ciekawość świata. Stąd te wszystkie pytania „Dlaczego…?”, „Po co…?” Z wiekiem to tracimy i koncentrujemy się na szybkim życiu codziennym i praktycznym podejściu. Staram się jak Ty uaktywnić moją wrażliwość, zwłaszcza na naturę i drobnostki życia. Pozdrawiam serdecznie!

    Polubione przez 1 osoba

    1. Introweska pisze:

      Tak jak napisałam w tekście, dorosłość zabija naszą wrażliwość. Tracimy z wiekiem świadomość tego, że najważniejsze są uczucia i odczucia a nie pogoń za materializmem, który stał się niejako symbolem naszej kultury i cywilizacji. Miłego dnia Daria.

      Polubienie

  2. kzryzstoff pisze:

    Myślę, że dorosłość nie zabija wrażliwości. Trudniej jest po prostu znaleźć czas, aby móc rozbudzić ją z mocą, która towarzyszyła wspomnianej młodości. Sam pochłaniam łapczywie wszystkie chwile, które wzbudzają sentyment do minionego. A wraz z wiekiem i doświadczeniem można im dodać kolorytu 😉

    Polubienie

    1. Introweska pisze:

      U mnie jednak dorosłość i pęd za sukcesem sprawiła że przegapiłam wile. Swego czasu przegapiałam wszystko prócz kariery. Teraz na nowo odkrywam świat, przez co czuję się jak dziecko znowu;), natura daje nam wszystko co jest nam do szczęścia potrzebne. Materialna strefa naszego życia karmi tylko nasze ego. Pozdrawiam Cię i życzę coraz to intensywniejszych doświadczeń.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s